zziębnięta
tak mawiała Anna ściągając mokrą koszulę
która silnie przywarła do jego pleców
kropelki potu lśniły niczym koraliki na torsie
wzdłuż szwów i blizn
lubiła te chwile kiedy delikatnie mrużył oczy
by po chwili rzucić mgliste spojrzenie zielonych tęczówek
zawsze wtedy robiła dziwaczny grymas
marszcząc nosek
niby dąs
a może to niepewność
czy nadal kocha...
w zimnej stodole kurz zamieniał się w popiół
który unosząc się ponad zwartymi ciałami tworzył ulotną wolę
wraz z silniejszym podmuchem ulatywał szparami na zewnątrz
i tylko danfa w rogu niemy świadek grzechu
zzieleniała z zazdrości