饾悐饾悽饾悶饾悵饾惒 饾惀饾惍饾悵饾惓饾悽饾悶 饾悰饾惒饾惀饾悽 饾惀饾惍饾悵藕饾惁饾悽
czy艣cili swoje futerka
przed ka偶dym wyj艣ciem z domu
i pachnieli benzyn膮, tani膮 wod膮 kolo艅sk膮,
a ciotki spalenizn膮 od kr臋cenia lok贸w
偶elazkiem. I cho膰 mia艂y po dwie sukienki,
to jednak nigdy, przenigdy
nie wysz艂yby z domu w dresie,
bo na ulicy trzeba by艂o by膰 pi臋knym,
a przecie偶 nie mia艂y wa艂k贸w t艂uszczu.
I wszyscy byli szczupli
jak dzikie g臋si -
pewnie od tego latania:
po ksi臋garniach, po kawiarniach, na koncerty,
od kolejki do kolejki,
gdzie gadano bez przerwy
i wszyscy pchali si臋 na siebie, czekaj膮c
bez strachu, 偶e si臋 czym艣 zara偶膮
i nie zas艂aniali twarzy,
ale 艣miali si臋 do siebie, 艣miali
bez 偶enady, zapominaj膮c
o popsutej g贸rnej tr贸jce,
i gdzie z tego t艂oku i 艣miechu
tworzy艂a si臋 nieoczekiwana przez nikogo,
prawdziwa opozycja.
Chodzili wci膮偶 do teatru, restauracji i kina.
Doprawdy nie wiadomo, sk膮d mieli na to pieni膮dze.
K艂贸cili si臋 nierzadko i r贸wnie cz臋sto godzili;
pogodzenia bywa艂y s艂odkie, a k艂贸tnie ekscytuj膮ce,
wi臋c odk艂aniali si臋 nawet wrogom
i w og贸le nie usuwali
偶adnych swoich znajomych.
Chocia偶 nie byli lojalni, to jednak wierni jak pies
i odwa偶ni
jak pijana mysz.
A偶 w tym mysim kraju zacz臋艂a si臋 mno偶y膰
niekontrolowanie odwaga,
kt贸rej wystarczy艂o nawet
dla nast臋pnych pokole艅.
Kiedy ludzie byli jeszcze lud藕mi, bardzo bali si臋 wojny,
czytali ksi膮偶ki i szmuglowali je przez granic臋,
s艂uchali zakazanych radiostacji,
bo chcieli si臋 dowiedzie膰, kiedy przyjdzie
i dlaczego jest tak, jak jest,
i ile jeszcze zosta艂o nam czasu,
偶eby by膰 lud藕mi.