Titonos
Są zapisane
i nie da się na nich niczego domalować.
Zmarszczki mężczyzn tworzą wyraźniejszy rys
i te biografie czytam chętniej.
Cóż za faux pas natury:
baby face młodzieńców o mocnych ramionach
i ta ich radosna, testosteronowa niewinność
odrzuca mnie raczej;
Romeo zawsze był dla mnie za młody,
a od kiedy dostałam pierwszy okres,
liczył się tylko Brando.
Marlon - jak dobrze wyleżały Merlot.
Nie ukrywam: kręci mnie czas Apokalipsy.
Dojmująca cielesność i ukryte w fałdach
tłuszczu i mroku kurtyn wielkie tajemnice,
drobne grzeszki, śmierć
w progu, cierpliwa,
zerka spod kaptura.
Starzy mężczyźni ciągle walczą z czasem,
do upadłego. Noszą stary plecak,
jakby to miało nadać im lekkości.
Najbardziej lubię tych w niemodnych czapkach.
Tych czytających wczorajsze gazety,
w jasnych prochowcach grających Bogarta,
aż wiatr nieubłaganie zerwie im kapelusz.
Pod nagą czaszką wciąż kręci się film
dawno przegranych partii.
Mogą jeszcze teraz odtworzyć detale
wszystkich niewykonanych ruchów;
drobne skazy piękna ciał kobiecych,
przebrzmiałych nie wiadomo kiedy.
To nie tak miało być! Ze zwojów pamięci
eksploduje, płynie, unosi się
długi czerwony dywan – idą po nim wszystkie
po drabinie do nieba:
czterdzieści wiecznie młodych,
ciągle żywych, chętnych
- czekać na bohatera.
Nigdy nie jest za późno.
Zawsze jest za wcześnie na śmierć.
Chciałabym dotknąć białej skóry czaszki,
jak najdelikatniej, ale drży mi ręka.