Kroniki Sybilli - rozdział 57
Oboje z Samuelem weszli do miasta starając się by nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania. Ubrani jak zwykli kupcy ruszyli ku piramidzie.
- Dziwnie znajomo tu - rzucił król Ur. Sybilla tylko się uśmiechnęła i odpowiedziała:
- W każdym świecie umieściłam elementy, które są fundamentami każdego, rozumnego społeczeństwa. To nie technologie i wysoko rozwinięte cywilizacje są moimi ulubieńcami, tylko te proste istoty ze swoją głęboką duchowością.
- W imię której zabijają - przerwał jej król Ur.
- Samuelu, mylisz religijność z duchowością. Religia zmusza do wierzenia w coś czego nigdy nie poczułeś, nie dotknąłeś, a mimo to jesteś gotów w jej imię umrzeć lub zabić. Duchowość natomiast wyczuwasz w sobie,w otaczającym cię świecie, powoduje, że chcesz ją zgłębiać. Wysoko rozwinięte cywilizacje zatraciły tą boską cząstkę, a oni nie - odpowiedziała Sybilla wskazując na lud Tadmuru- Oni żyją nią, oni są duchowością, egzystują w symbiozie z otaczającym ich światem, nie biorą więcej niż może im dać planeta, dlatego zawsze będę ich bardziej kochać.
- To tłumaczy zamiłowanie do piramid na każdej planecie - zaśmiał się Samuel zatrzymując tuż przed wojownikiem stojącym przy wejściu na ziggurat.
- Król Etemennigor nas oczekuje - zwróciła się królowa do drugiego wartownika.