Na linie
rozpiętej pomiędzy wieżowcami
drapaczami chmur, jak mówią
szyby długo się nie oprą, tam
którejś burzy i jej piorunom
to po co ta wysokość?
schodzimy piętro po piętrze
i tak dalej, może nawet głębiej
niż byśmy pomyśleli i
w jakiejkolwiek kolejności
całkowicie względnej, tak
odarci ze złudzenia warunków
ale to nie upadek, ani przewrót
raczej ewolucja Człowieka
nabrała w nas tempa
aż już tryska iskrami
wykańczanie krawędzi
czasem jednak słychać trzask
bólu na gałęzi, bez sensu
ktoś myślał, że to... koniec
więcej nie udźwignę na tej linie...