Ballada w Parku
w parku, kiedy podeszła
zdruzgotana, jak ja
tyle że w ładniejszym płaszczu
podałem jej papierosa
przypaliłem, powiedziała
przepraszam, ja
że nie ma za co
to ja pani, dziękuję, ależ
za co? za to, że pani
słuchała mnie tak
aż pani przyszła i mnie
dotknęła, czyżby? ja
pana nie znam, muszę iść
po drodze każdy drży
wyrywam z siebie wątek
to przecież
boli, nie chcę iść
niech pan gra, posłucham
jeszcze może tu wrócę
po drodze, kto wie?
noce są takie bezcelowe
kiedy usłyszę, może i zechcę
iść w stronę pana, zapalić
zapamiętać twarz, utkaną
z dźwięków nierealnych barw
Wtrącę, na do widzenia, że
jednak, ten kapelusik, jest
naprawdę, nie krępuj się
weź, możesz nawet wszystko