Zmierzcha (...)
Jerzyki krzycząc pierzchają na boki.
Krążą szukając zagubionego przyjaciela.
Ich okrzyki wznoszą się nad osiedlem;
Unoszą się nad ludźmi.
Są przecież ponad.
Jak skrzydła przyrody rozpościerają się,
tworząc baldachim poplątanych lotów.
Nie wiem jak to robią, że się nie zderzają.
Krążą natarczywie, wyjadając komary.
Jakby przypomniały sobie po gorącym dniu, że można żyć.
Tańczą po niewielkim wycinku nieba,
Rysują znaki, które czytam z dołu:
Chodź z nami, tańcz, piszą.
Aż kręci mi się w głowie od tego latania.
Zabierzcie mnie ze sobą.