To na tyle
Dokąd to prowadzi.
Coraz bliżej krawędzi.
Z grzechem igranie.
Wierny mi dziś już tylko jeden,
ten nazywany pechem.
Bladość na twarzy.
Karykatura szczęścia.
Odbija w lustrze żal.
Kiedyś rozpromienione radością policzki.
Uleciał optymizm.
Maluczkie pragnienia.
Liścik miłosny zdeptany,
ogień w zarodku stłamszony
ze spokojem stoickim.
Panie ratuj mnie od złego.
Nie pozwól zgnić mej duszy.
Chciałabym czytać z ludzi,
widzieć źródło nienawiści.
Nie potrafiąc już ufać.
Na nic już nie czekać.
Wsłuchiwać się w ciszę głuchego echa.