MAGGIE FLAHERTY
O twarzy jędrnej, zgrubiałej od smagania morskimi wichrami,
Hoża dziewoja, krew z mlekiem, wesoła, o włosach rudych
(Jak to Irlandka!) i cudownymi, szerokimi biodrami.
Miała w zwyczaju, ilekroć zapadał ciepły, letni wieczór,
Zamykać się w swej pracowni zielarskiej, warząc dekokty,
Do wtóru zawodząc fałszywie tęskne pieśni irlandzkie,
Aż wszędzie wokoło więdły kwiaty.
Upatrzył ją sobie dziedzic na zamku w Kilkee
I pragnął koniecznie mieć za kochankę,
Wysłał więc wojów, aby ją przywiedli,
Skrępowawszy ją niczym brankę.