Liść i kamień
liść. W oczach, sprytnie chowa przerażenia
błysk. Mijają godziny, liść się nie rusza,
tylko dyskretnie nastawia ucha.
- Słuchaj pomarańczowy stworku,
bardzo mi miło na mojej twarzy ciebie
gościć, lecz pora tobie w dalszą
drogę z wiatrem skoczyć... -
- Dziękuję szlachetny kamieniu, lecz
skoro wiatr mnie tutaj przywiał, widać
jesteś mi przeznaczony, choć przyznam,
dalekiś z urodą od wymarzonej żony. -
- Chyba pan nie rozumie, zejdź pan w
końcu z mojego nosa, bo cierpliwość
zgubię. To nie jest twoje miejsce, tylko
chwilowe na odpoczynek przejście. -
Liść klonu przecząco głową pokiwał
i jeszcze mocniej do kamienia przywarł.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, bo na pewno
pod jakimś butem się pokruszę.
Kamień już nic nie powiedział, tylko
zagwizdał. Przyszedł kolega, ukłuł gościa
koło tyłka, przyfrunęła przyjaciółka,
połaskotała koło brzuszka.
Tego liść się nie spodziewał.
- Aj aj aj! - krzyknął na jeżyka.
- Hi hi hi - Zachichotał na pszczółki
skrzydełka. Łezki ze śmiechu otarł
i odpadł.
- Żegnam. - Uśmiechnął się kamień.
- Zdrajca. -Rozległo się echo z oddali,
między ludzkimi nogami.
Liść z żalem fikołki zataczał,
do czasu kiedy mały chłopiec
w ręce go złapał. - Jaki piękny,
pomarańczowy, będzie idealny
do mojej korony. -
Zachwycił się chłopiec wkładając
kruszynę do ciepłej kieszeni. Liść
jeszcze nie wiedział, że jego los
właśnie się odmienił.
Nazajutrz, przyjemnie zaskoczony, z
dumą jaśniał na czubku szkolnej korony.
Czy to przypadek czy przeznaczenie,
tego nikt do końca nie wie. Idź swoją
drogą i ufaj, a znajdziesz ludzi i miejsce,
którym miłym będzie twoje serce.