w zakątku niebiańskiej rzeki zegary odmierzają chwile...
wiedząc że ziemia jest żarłoczna
językowi każemy tkwić za zębami
a ją z drżeniem omijamy
ona nie pod a za życiem czeka
na peryferiach miasta na mostach
na targu staroci nakręca zardzewiały horologium
gdzie matrony za chustami skrywają
bezzębne uśmiechy
siedzi na skwerach tam robinie pachną
naftaliną
z kolczastego głogu wygania szpaki
a czerwone łezki wciska w usta kobiet
uwięzionych za ślubnymi kaliami
zadurzona wonią kwitnących lip
spada żółtym pyłem na chodniki
granatem morw brudzi piaskowe marmury
a bezźrenicowe oczy przeszywają
ostatnie tchnienie
gdy podpisuje akt dymisji ciała
i zamyka rachunek życia