POWRÓT ZNAD MORZA
Opiszę, dopóki jeszcze mam świeże wspomnienia,
To był istny koszmar, nie życzę nawet wrogowi,
Chociaż… nie, akurat wrogowi by się przydało!
Wpierw się okazało, że nasz pociąg „wypadł”,
Pędem więc do kasy przebukować jazdę,
Straciliśmy zatem cenną godzinę,
Ale udało się zamieniliśmy bilet.
Zmieniliśmy, co prawda, z pendolino na zwykły,
Toteż stawał niestety na każdej stacji,
Ale zadowoleni byliśmy, że się nam udało,
Choć wróciliśmy po okrężnej trasie.
Do pociągo-odjazdu została jeszcze godzina,
Więc usiedliśmy na kawce w dworcowym bufecie,
Kupiliśmy po kawce i ciachu, jak normalna rodzina,
Najnormalniejsza na całym świecie.
Potem wbiegliśmy po schodach na peron nr X,
Z ozorami do pasa, dowiedzieliśmy się o opóźnionych pociągach,
W końcu – jest! - potężna landara,
Wsiedliśmy i hajda! - ruszamy w podróż.
Powoli, jak żółw ociężale, ruszyliśmy z kopyta,
Już nie pendolino, więc wlecze się jak diabli,
Powoli zmełłem w ustach przekleństwa,
Które mi same cisnęły się na wargi.
Ponieważ był to „zwykły” pociąg,
Nie żaden ekspres ni pendolino,
Toteż jechał jak dobry pospieszny z Dzikiego Zachodu,
Więc w żółwim tempie dojechaliśmy o zmierzchu.
Nie koniec na tym – byłoby zbyt dobrze!
Wszak nie wyczerpaliśmy jeszcze limitu Ph!
Gdyśmy przesiedli się już do tramwaju,
To okazało się, że się popsuł!
Musieliśmy się znowu przesiadać,
Ale tym razem było już dobrze,
Bez przeszkód dotarliśmy już na miejsce,
Więc wszystko skończyło się na szczęście dobrze.
Warszawa, 24.06.2025