Pech
Na głowie on miał koronę
Może to był Behemot
W wątpliwościach nadal tonę
Patrzał na mnie żółtymi ślepiami
A strach zaglądał w moje
Nie wiem co on miał ze swoimi łapami
Ale chyba znały znoje
Odwrócił się i poszedł przed siebie
I moje nogi poszły za nim
Szept słychać taki "Szukałem ciebie"
Myśleć można anonim
Lecz kot nagle stanął wokół cisza
A las to był wielki i ciemny
Zaś głos mnie wtem ucisza
"Ludzki twój trud daremny
Nie pojmiesz tego wszystkiego
To ponad twoje siły
To nie rola umysłu ludzkiego"
Tak dźwięki wtedy głosiły
I wtedy dziwne rzeczy się stały
Kot już kotem nie był
Ból poczułem nie mały
A ten nie-kot się szczerzył
Na plecach urosły mu skrzydła nietoperze
Na głowie zaś miał rogi
Chyba nadal w to nie wierze
Choć ból czułem srogi
Już tylko kły przed oczyma mi zalśniły
Resztę znam tylko z opowieści
Ktoś znalazł mnie nazajutrz oprzytomniały
I zaniósł doktorowi takie wieści
"Znalazłam go rano w lesie nieprzytomnego
Cały był w krwi i pogryziony
Uznałam go w trwodze za zmarłego
Lecz krzyczeć zaczął przerażony
Potem zbudziwszy się w szpitalnej sali
Cały w bandażach byłem
I że mnie już dogłębnie zbadali
Jeszcze sobie poleżałem
Przyśnił mi się wtedy czarny Behemot
Co w nocy go poznałem
Ten diabelski nie-kot
Którego się bałem
Do dziś śnię o tym co mnie spotkało
I do dziś mam wątpliwości
Czy kiedyś to w ogóle się stało
Czy zostały rzucone kości