przed domem pana sharkey można spotkać boga
miasto gorzkie i puste za dużo
za dużo ciszy wywołującej ból mięśni
kreska amfetaminy w przeciętość nieba
za oknem kołują latawce pod błyskami
z alfa centauri pokrzykują morsem
nie odpowiada im żadne echo
moja opowieść jest pełna aktów w których
milczą się winy i milczą wybaczenia
gasną w światłach rampy w oku kota
kopenhaga oslo amsterdam paryż warszawa
ale tylko w kings tokyo jest powietrze
dla ludzi tato popatrz jak skaczę
lina wygina się w tą i dalej
stara się być nieposłuszna
kiedy wielkie i małe chytrze umyka
przed nami na zimno na deszcz
wyłącz swój telefon i jedźmy do far arden
potem możesz pytać o wszystko
możesz mnie zjeść niech taki będzie koniec
jak w starym tomiku sylvii
który ci zabrałem żebyś nie patrzył
już z beachy head a tylko stał się moim
ciągle mieszkasz w wykolejonym hastings
zrośnięty z każdą forsą
której ja nie mogę zarobić
miałem być gwałcicielem aleksandryjskiej
river gate i ustami henrego millera
na zwrotniku rodzinnego raka
teraz być może przelecę się do szkocji
posmakować w zamku państwa macbeth
jaką tworzymy jedność