Oranż nad baldachimem
Pod kremowym baldachimem
Stopy palec piasek trąca
Z miną jakby zjadł cytrynę
-Ależ skwar w tym złotym pyle.
-Niech więc kąpieli zażyje!
Rzekła w odpowiedzi zmora
-W misce dość dla ciebie pola.
Więc też wziął paluch w rozwagę
Akcji wszelkie azymuty
Niemalże już wystartował
-Przecież jam do stóp przykuty!
Śmiechem tylko prycha licho
-Tyś niewolnik własnej włości!
Palec krzyknął za to dziko
-Ty zaś umrzesz w samotności!
Atmosfera zgęstła niemal
Lecz i ta w wyrazie skruchy
Przysunęła swą ruchomość
Aby dodać mu otuchy
-Schłódź że ze mną się mój drogi.
-Mi nie trzeba twej litości.
-Mi potrzeba towarzystwa!
-A mi ciut więcej wolności!
Gdy oboje swe zalety
Nawzajem uzupełniali
Zakrzyknęli wraz - O rety!
My jesteśmy doskonali!
Wtem się obudziła stopa
I wyniosła hen palucha
Tak i w oranżowym skwarze
Miłość wyzionęła ducha