Tańczę
tańczę na boso.
Po mokrej trawie nogi mnie niosą.
Przy wilgotnym ruczaju odpocznę chwilkę,
i pomknę dalej przez zielony mech.
Ech...
Zatracę się w tym tańcu,
w tym pląsie ,
aż mi nogi sitowie poplącze.
A głowa pełna natury dźwięków
opadnie senna na murawie bez lęku.
Lecz we śnie,
to nie koniec tego tańca jeszcze
W ramiona mnie weźmie leśne licho
i powiedzie ku zielonym zakątkom,
gdzie razem z nami zatańczy wieczorne słonko.
W pewnym momencie nastąpi przebudzenie,
gałąź krucha trzaśnie.
-Co się dzieje? Gdzie jestem?
Ach, nic. To był tylko sen.
To były tylko majaki i baśnie.