Potomkowie wody
puls kropli,
co biła o brzegi nicości.
Niosła mnie w sobie —
falą szeptów,
łonem bez brzegu.
Oddychałam jej nurtem,
dryfując w ciepłej, bezpiecznej ciemności.
Zawsze cicha — jak staw o świcie,
skrycie dzika — jak rzeka po burzy.
Tą samą dłonią,
która koiła mięśnie,
wciągała w głębiny.
Woda zna dwa języki:
jeden mówi o życiu,
drugi — o utracie tchu.
Oba są mantrą,
którą wlewała mi przez skórę,
zanim wylała mnie na świat.
Wtedy zrozumiałam —
że my, potomkowie wody,
nie rodzimy się z ziemi,
lecz z fali,
która na moment
postanowiła być ciałem.
