Z życia wzięte/część 3
Nigdy nie byłam na żadnych koloniach czy obozie , zawsze tylko tam . Tam był tak jak by mój wakacyjny drugi dom .
Poznałam tam wiele koleżanek i kolegów . Z jedną koleżanką zaprzyjaźniłam się i do dziś utrzymujemy kontakt .
Pamiętam jak w upalny wieczór , przyszły po mnie dzieciaki , żebym wyszła się z nimi pobawić , a ja płakałam , patrząc przez okno przebrana już w piżamę , nie mogąc już wyjść .
Dużo było takich sytuacji , 10 minut spóźnienia i zakaz wychodzenia przez parę dni .
Totalny rygor i brak zaufania .
W szkole podstawowej byłam średnim uczniem .
Pewnie dlatego że będąc mała miałam astmę .
Często chorowałam , co powodowało że miałam zaległości , które później nie nadążałam nadrobić .
Gdy weszłam w wiek dojrzewania , moja choroba zniknęła .
***#***
W swoim życiu miałam wiele dobrych i złych wydarzeń jak każdy człowiek .
Takim pierwszym złym zdarzeniem , była operacja na wyrostek .
Miałam wtedy 10 lat , niby nic takiego , ale pech chciał że wyrostek pękł i rozlał się .
Operowali mnie 12 godzin , bo musieli wszystko ze mnie wyjąć i wyczyścić .
Lekarze powiedzieli , że byłam już jedną nogą na tam tym świecie , że cudem uniknęłam śmierci .
To był pierwszy raz , gdzie mogło mnie już nie być .
***#***
Inną okropną historię przeszłam mając 12 lat .
Poszłyśmy z koleżanką trochę za daleko od domostw .
Coś nas podkusiło żeby pójść za działki , bo tam były duże budynki w trakcie budowy ,
a nam się zachciało popatrzeć z góry na okolicę .
Niestety , za nami przyszło dwóch chłopaków .
Ten starszy zachowywał się jakoś dziwnie .
Gadał coś o tym , jak załatwił kilka panienek , że wylądowały w szpitalu i że nas też tak załatwi ,
jak nie zrobimy tego co będzie chciał .
Strasznie się wtedy bałyśmy .
On puścił moją koleżankę , a ja musiałam zostać .
Wypuścił mnie po paru nie przyjemnych dla mnie chwilach , których nie chcę sobie przypominać .
Na szczęście nie udało mu się zrobić mi krzywdy , więc wyszłam z tego bez szwanku .
Ale strachu i wstydu to się najadłam .
Sprawa została zgłoszona na policję , ale co z tego jak go wcale nie złapali .
***#***
Po jakimś czasie od tamtego zdarzenia , wyjechałam do sanatorium w Bieszczady .
A tam w końcu pierwszy raz byłam wolna , było cudownie .
Piękne góry okryte zimową kołderką , która miejscami sięgała po pas .
W sanatorium mieliśmy szkołę , ale to była laba , nie tak jak w Łodzi .
Nie musieliśmy się aż tak przykładać .
Pierwszy raz odczułam , jak to jest być bez nadzoru dziadków .
To były tylko dwa miesiące , a gdy jest fajnie to czas szybko mija i niestety trzeba było wracać do rzeczywistości .
Znowu szkoła obowiązki i trudności dnia codziennego pod babcinym rygorem .
Dobrze jeszcze , że wtedy dawałam sobie z tym wszystkim jakoś radę .
Lubiłam czytać książki , no i tylko kiedy musiałam siedzieć w domu to pochłaniałam różne lektury .
Nawet wtedy już próbowałam pisać wiersze , no i oczywiście prowadziłam systematycznie swój pamiętnik .
***#***
Zbliżało się lato i wiadomo było z góry gdzie wyjedziemy na całe wakacje .
Przyzwyczaiłam się do tego i nawet lubiłam , bo tam czekali na mnie moi znajomi i najlepsza przyjaciółka Kasia .
Zawsze i wszędzie chodziłyśmy razem .
Mówili na nas papużki nierozłączki .
Kasia miała fajnych rodziców , bardzo jej zazdrościłam , bo byli tacy jakich sama chciałam mieć .
Jej tata często zabierał nas na różne wycieczki do pobliskich miejscowości .
Raz pojechaliśmy nad zalew koronowski do Kasi rodziny . Jej wujek miał żaglówkę .
Mieliśmy nią wszyscy popłynąć .
My z wujkiem wsiedliśmy na pokład a Kasi tata odwiązywał cumę .
Nagle zerwał się wiatr który wyrwał mu z rąk linę i stracił równowagę przewracając się , co wyglądało komicznie .
A my musieliśmy popłynąć bez niego , bo żaglówką nie szło od razu zawrócić .
Oczywiście był wielki ubaw i niesamowite przeżycie , dlatego tak dobrze to zapamiętałam .
Wiele fajnych przygód przeżyłam dzięki Kasi i jej rodzicom .
Uwielbiałyśmy wspinać się na drzewa i rzucać szyszkami w przejeżdżające samochody .
Co roku budowałyśmy szałas w lesie , miałyśmy swoje sekretne ścieżki ,
tropiłyśmy dziki i odkrywałyśmy coraz to nowsze ciekawsze miejsca .
Najbardziej lubiłyśmy chodzić nad wodę kąpać się , mogłyśmy godzinami spędzać tak czas .
Tego lata pierwszy raz zauważyłyśmy , że chłopaki zaczęli na nas zwracać uwagę .
Ja miałam 13 lat a Kasia była rok starsza , ale obydwie wyglądałyśmy na więcej , co było dla nas na plus .
To było coś fajnego nowego , ale Kasia była wstydliwa do bólu i zawsze chciała chodzić na plażę tam gdzie nie było ludzi .
Oczywiście udawało mi się ją przekonywać a potem fajnie się bawiłyśmy .
W tym wieku to takie normalne , że chce się podobać płci przeciwnej i stara się zwracać na siebie uwagę .
W tej miejscowości , gdzie mieszkałyśmy na działkach były tylko dwa sklepy o 3 km. od nas .
Codziennie jeździłyśmy rowerami po zakupy do tego większego sklepu przy jednostce wojskowej .
Koło sklepu oprócz jednostki , było osiedle mieszkaniowe dla rodzin wojskowych .
No i oczywiście był super fajny plac zabaw z dwiema ogromnymi huśtawkami .
W tamtych czasach było inaczej niż teraz .
Za świeżym chlebem trzeba było nie raz długo czekać , do tego w długiej kolejce .
Więc często chodziłyśmy na huśtawki , żeby umilić sobie to czekanie .
Koło placu zabaw biegła droga z baraków do kantyny i często tamtędy przechodzili żołnierze .
Niektórzy nas zagadywali a nam oczywiście to się podobało .
Nawet z jednym zapoznałyśmy się bliżej .
Miał na imię Szymek .
Ja mu wpadłam w oko , to było fajne że starszy o ode mnie chłopak zainteresował się moją osobą .
Tyle , że ja go skłamałam co do mojego wieku , dodałam sobie dwa lata , a on się nie zorientował .
Co prawda spotkaliśmy się tylko kilka razy , bo to była końcówka lata .
Na ostatnim spotkaniu wymieniliśmy się adresami i obiecaliśmy że będziemy do siebie pisać .
Niestety pierwszy list jaki do mnie napisał przechwyciła babcia .
Podarła go na strzępy i wyrzuciła , robiąc mi przy tym okropną awanturę , oczywiście zakazując dalszej korespondencji .
Ja go później wyciągnęłam ze śmietnika , posklejałam taśmą i wpadłam na nie zły pomysł .
W Łodzi miałam szkolną przyjaciółkę Irenę .
Ugadałam się z nią , żeby Szymek mógł pisać na jej adres .
Więc na nic zdały się babcine zakazy . Jeśli się czegoś bardzo mocno chce , to tak się będzie kombinować , aby to mieć .
No i udało się . Dużo do siebie i często pisaliśmy . Tylko on w którymś liście wyznał mi miłość i oświadczył się .
Nie wiem do dzisiaj czy to był żart , czy też naprawdę tego chciał . Byłam zaskoczona , chociaż to było miłe .
Owszem podobał mi się , ale nigdy bym nie pomyślała o małżeństwie mając 13 lat .
Napisałam mu że nic z tego nie wyjdzie , bo jestem za młoda i muszę się jeszcze uczyć , a poza tym nie kochałam go .
Gdyby moja babcia się o tym dowiedziała od razu dostała by zawału .
Od tamtej pory pisał już inaczej . Zaczął coś wspominać o swoim przyrodnim braciszku ,
że opowiadał mu o mnie i że ten chciałby ze mną pisać .
Zgodziłam się . Tak więc z Szymkiem się skończyło a zaczęło z Mariuszem .
Z tym Mariuszem to było całkiem inne pisanie , takie niesamowite .
Wymieniliśmy się zdjęciami i......kurcze nie umiem tego nazwać ,
ale to nasze pisanie było takie fascynujące , tyle oddawaliśmy z siebie .
Spodobaliśmy się sobie ze zdjęć i z charakterów .
W każdym liście poznawaliśmy się coraz bardziej .
Czekaliśmy z niecierpliwością na każdą wiadomość od siebie .
Dużo nam dały wtedy te nasze chwile , gdy pisaliśmy do siebie .
Mnie pomogły przetrwać ciężki czas , gdy było mi źle , jak inni mogli wszystko a ja musiałam siedzieć w domu .
Zawsze był jakiś pretekst żeby mnie nie puścić , a to że za zimno , a to że za późno , albo jakaś kara za coś .
On był moim przyjacielem , powiernikiem . Wspierał mnie , podnosił na duchu , dawał nadzieję na lepsze jutro .
Ile dobrego wtedy dała mi ta nasza korespondencja pamiętam doskonale .
Ale ile jemu dała , dowiedziałam się kilka miesięcy temu .
O tym jednak później .
Wszystko musi być po kolei .
Naszą pisemną idyllę przerwały kolejne wakacje .
A tak naprawdę , to ja urwałam , bo przewróciło mi się w głowie w to lato .
***#***
1998 rok . Powtórka z zeszłego lata .
Sklep , zakupy, kolejka , huśtawki , żołnierze....i poznałam GO .
To było totalne zauroczenie od pierwszego spojrzenia .
Siedziałyśmy na huśtawkach gdy szedł z kolegą do kantyny .
Zapytali nas czy w tej miejscowości są jakieś dyskoteki , potem przeskoczyli do nas przez płot .
Posiedzieliśmy trochę i pogadaliśmy , ale oni musieli szybko wracać do jednostki .
Bardzo mi się spodobał , więc gdy tylko była okazja szłam na ten plac zabaw , żeby móc znowu go spotkać .
Udało się w krótkim czasie .
Okazało się , że on też mnie wypatrywał .
Tak więc po drugiej rozmowie zaczęliśmy się umawiać na kolejne spotkania .
Oj pamiętam te motylki w brzuchu , to było cudowne , niewyobrażalnie miłe uczucie .
Nasze spotkania były krótkie , bo on przecież był w wojsku , a ja nigdy nie miałam za wiele czasu .
Ale nawet te krótkie spotkania były dla mnie czymś wspaniałym .
Lato się kończyło i ciężko było się pożegnać , ale obiecaliśmy sobie ,że będziemy do siebie pisać .
**#***
Wróciłam do Łodzi , do szkoły .
Znowu normalne , smutne życie nastolatki w klatce .
Do Sylwka napisałam tylko trzy listy .
W ostatnim napisałam , że to nie ma jednak sensu , bo dzieli nas zbyt duża różnica wieku i odległość .
Po prostu wydawało mi się , że to się nie uda , że to nie przetrwa .
Ale to nie był główny powód .
Moim powodem był mój kolega z podwórka , który wpadł mi w oko , no i był na miejscu .
Niestety chodziliśmy tylko miesiąc , bo on zerwał ze mną dla Ireny .
A że Irena nic do niego nie czuła , to wymyśliłyśmy sobie , że ona zgodzi się z nim być a potem zerwie .
To miała być taka zemsta za mnie .
Wyszło jednak inaczej .
Z czasem ona się w nim zadurzyła i nawet dosyć długo ze sobą byli , ale on z nią też zerwał .
Nasze plany wzięły w łeb i Irena cierpiała tak samo jak ja .
Tak to już jest , jak się jest nastolatką .
Nie pierwsze i nie ostatnie źle ulokowane uczucie .
***#***
Z Ireną przyjaźniłyśmy się od 3 klasy .
Rozumiałyśmy się doskonale we wszystkim jak to przyjaciółki .
Ona miała całkiem inaczej niż ja , jej było dużo więcej wolno niż mnie .
Ja się dusiłam u siebie w domu , tak strasznie było mi źle .
Nie mogłam przyprowadzać koleżanek , ewentualnie jedną i to nie za często .
Na dwór mogłam wychodzić tylko wtedy , gdy babcia chciała .
Nie mogłam się ani minutki spóźnić , bo albo kara , albo skakanką po dupie .
Babcia mnie nie katowała .
Ale pamiętam te pręgi na tyłku i nogach , jak coś przeskrobałam .
Najbardziej cierpiałam , gdy inni w moim wieku mogli chodzić na dyskoteki czy szkolne zabawy a ja.......
Mając 15 lat owszem mogłam , ale co z tego jak zabawa była od 17 do 23 a ja ,
gdy zabawa była w najlepsze o 20-tej musiałam wracać do domu .
Chociaż to było blisko i dziadek mógł sprawdzić , albo po mnie przyjść .
Tak mi wtedy było źle , coraz bardziej męczyła mnie ta bezsilność , coraz bardzie doskwierały zakazy .
Byłam coraz starsza i widziałam że inni moi rówieśnicy mają całkiem inaczej .
Że jestem inna , przez to że na wiele rzeczy nie mogłam sobie pozwolić .
Często płakałam , wiele nocy nie przespałam , nie mogąc zrozumieć czemu tak mało mi wolno .
Aż któregoś razu nie wytrzymałam .
Połknęłam masę tabletek , żeby zakończyć to i już dłużej się nie męczyć .
Chciałam się uwolnić , bo nie mogłam już sobie z tym poradzić .
Całkowite zakazy niczemu nie służą , w moim przypadku pchnęły mnie do tak skrajnego czynu .
Sama teraz jestem matką nastoletniej córki .
Jak sobie pomyślę , że ona mogłaby coś takiego zrobić , bo jej czegoś zabroniłam .
O nieeee.... ja do tego nie dopuszczę .
Dlatego dużo z nią rozmawiam .
Moje słowo NIE ma zawsze jakieś uzasadnione wyjaśnienie .
Ona wie , co ja myślę i czuję , zna przyczynę mojej decyzji .
Staramy się wspólnie znajdować kompromis , gdy trzeba .
Ja teraz wiem , że gdyby babcia okazywała i swoje uczucia ,
rozmawiała ze mną o swoich obawach , ja z pewnością inaczej bym na to patrzyła .
Może nie było by mi aż tak źle , może nie czułabym się aż tak zagubiona i samotna .
Niestety wyszło tak , że targnęłam się na swoje życie i po raz drugi cudem uniknęłam śmierci .
Mój Anioł Stróż jest wyjątkowy i tym razem też czuwał nade mną .
Na drugi dzień wszystko zwróciłam i skończyło się na jednodniowej obserwacji w szpitalu .
Była też rozmowa z psychologiem , która nic nie dała , ani mnie , ani babci .
Ten etap mojego życia był trudny , ale co nas nie zabije to nas wzmocni .
Dalej nic się nie zmieniło , dalej żyłam w swoim malutkim świecie .
Zmądrzałam i wykorzystywałam każdą sytuację na to by móc na trochę wyrwać się z domu .
To było ciągłe życie w stresie , te wszystkie kłamstwa i kręcenia , sprawiły że gdzieś zgubiłam swoją pewność siebie .
Ale wiedziałam też , że dziadkowie przesadzają .
***#***
Była zima .
Zamiast do kościoła , chodziłam do Ireny , chociaż w ten sposób miałam godzinkę na przyjemność a nie na obowiązek .
Pewnej niedzieli u Ireny , czekała na mnie niespodzianka .
Dostałam pocztówkę z życzeniami bożonarodzeniowymi od ukochanego z wakacji .
Płakałam , bo on musiał naprawdę mnie kochać , a ja tak szybko urwałam tą znajomość , krzywdząc GO .
Napisałam do niego , dopiero przed wakacjami , bo usłyszałam pewną polską piosenkę .
Jak teraz sobie o tym przypomniałam , to zdałam sobie sprawę ,
że z muzyką jestem od dawna związana , a wydawało mi się że , dopiero teraz mną tak zawładnęła .
A już wtedy , zwykła piosenka chodnikowa dała mi wskazówkę , jakieś przesłanie .
I pomyśleć że dzięki piosence tak drastycznie zmieniło się moje życie . Oczywiście nie od razu .
Napisałam i czekałam w napięciu , czy odpowie.
Odpisał po paru tygodniach .
Bardzo się cieszył , że do niego napisałam .
Pytał , czy teraz jestem pewna , że znowu nie urwę , bo nie zniósłby odrzucenia po raz drugi .
Obiecałam i dotrzymałam danego słowa .
W ten sposób zaczęła się nasza korespondencyjna miłość . Z małą przerwą na wakacje .
Po wakacjach znowu pisaliśmy .