Uśmiech ślę spod maski
antywirusowy błysk w poliestrowej
obwolucie, śmiały, bezpieczny, niezblakły
nawet — do pejzaży skrytych w Pani kobiet.
Czy nie czuje Pani? Jak się sączy, topi
mój język gorący, w co nienapisane,
nieubrane w słowa Pani krwi i kości,
by ze śliną skapać w to boskie mieszkanie.
Czy nie czuje Pani? Wsuwam ręce w Panią,
żeby złożyć serce w kolebce macicy,
zwinąwszy się w kłębek wymruczeć — dobranoc —
żeby sobie znaleźć w Pani grób wieczysty,
zapomnieć o wszystkim. Ona jak sen wstaje,
nie spojrzy, wysiada, tramwaj jedzie dalej.