Z życia wzięte/część 4
Wybrałam zawodówkę ponieważ w podstawówce nauka nie szła mi rewelacyjnie .
Za to w zawodowej , byłam w czołówce klasowej .
Co nie oznaczało że byłam wzorowa , ale i tak byłam z siebie dumna .
Z Sylwkiem dalej pisaliśmy i zaczęliśmy planować pierwsze spotkanie .
W listopadzie wyszedł z wojska i mógł do mnie przyjechać .
Bardzo tego chciałam , ale to było dla mnie bardzo trudne z babci powodu .
Bo , czy akurat jak przyjedzie to będę mogła wyjść , czy uda mi się chociaż na trochę .
Martwiłam się tym bardzo , ale udało się na szczęście .
Przyszła po mnie Irena i babcia mi pozwoliła wyjść .
Zeszłyśmy przed blok ,
ON stał w klatce obok .
Jak GO zobaczyłam , byłam zdziwiona .
Przedtem wydawał mi się wyższy , ale to było złudzenie , bo przecież to ja urosłam przez te dwa lata .
Miałam mieszane uczucia .
Z początku było dziwnie , bo nie widzieliśmy się tak długo , a pisanie to nie to samo .
Ale musiałam go poznać lepiej , dać nam szansę .
Nie mogłam wycofać się z tego , co pisałam do niego w listach .
Poznawaliśmy się coraz lepiej , bo przyjeżdżał do mnie co miesiąc .
Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu , że dobrze zrobiłam .
Kochałam go naprawdę całym sercem .
Udało nam się nawet spędzić razem sylwestra ,który zorganizowała Irena .
Byłam coraz starsza , więc babcia pozwoliła mi pierwszy raz na całą zabawę .
Potem jeszcze 18-ka też u Ireny , na którą Sylwek przyjechał ze swoim kolegą .
Ten kolega zaprzyjaźnił się z Irką i zaczęli do siebie pisać tak jak my .
Fajnie było jak w skrzynce znajdowałyśmy listy od nich , a potem razem odpisywałyśmy .
Któregoś razu Sylwek w liście zaprosił nas na koncert swojego zespołu,
w którym od jakiegoś czasu grał na perkusji i śpiewał .
Wierzył że coś uda nam się wykombinować .
Pewnie że było to trudne , ale taka okazja nie mogła przejść nam koło nosa .
Ze szkoły miałyśmy czasami wycieczki połączone z rajdami ,
więc powiedziałam w domu , że mamy właśnie taki dwudniowy rajd i obyło się bez problemów .
***#***
No i pojechałyśmy 207 km. Od Łodzi .
Późnym wieczorem miałyśmy być na miejscu i nasi chłopcy mieli na nas czekać na dworcu .
W którymś momencie podróży zapytałyśmy konduktora czy to jeszcze daleko .
Jakoś tak śmiesznie go zrozumiałyśmy , że ktoś zgubił w Toruniu głównie kluczyki i cierpi przygłupi .
A to było tak – Toruń Główny , Toruń Kluczyki , Cierpice , Przyłubie , a że konduktor mówił nie wyraźnie ,
to my sobie tak poskładałyśmy , to co on nam powiedział .
Nie zły ubaw z tego wyszedł .
Dojechałyśmy na miejsce .
Wysiadłyśmy z pociągu , a tam żywego ducha .
I co teraz ?
Dworzec był już zamknięty , nie było kogo spytać .
Podeszłyśmy do budynku , gdzie siedział facet od szlabanu i spytałyśmy o tę ulice gdzie mieszka Sylwek
a on nam odpowiedział że to daleko za lasem .
Podpowiedział nam , żebyśmy poszły na postój taksówek i pokazał którędy .
Nie mogłyśmy zrozumieć czemu Sylwek z Pawłem po nas nie przyszli .
Błądząc po nie znanej nam miejscowości doszłyśmy do bloków .
Tam spotkałyśmy dwie dziewczyny , które siedziały na ławce .
Zapytałyśmy czy mogłyby nam pomóc trafić na ten postój taksówek .
A one zaproponowały że nas zaprowadzą , więc poszłyśmy razem .
Na postoju nie było żadnej taksówki .
Stałyśmy tak zastanawiając się co dalej .
Nagle zobaczyłyśmy , jak dwóch chłopaków prowadzi motor .
Długo się nie zastanawiając , zaczęłam ich wołać .
Podeszli do nas a my wyjaśniłyśmy im o co nam chodzi i poprosiłyśmy o pomoc .
Okazało się że oni wiedzieli mniej więcej gdzie to jest .
Zaproponowali że nas zaprowadzą .
Pożegnałyśmy się z nowo zapoznanymi dziewczynami i ruszyliśmy w drogę z nowymi pomocnikami .
Oj długa to była droga , bo przez las i po ciemku trochę błądziliśmy .
Dwie godziny zajęło nam dotarcie na miejsce .
Dokładnie o 3 nad ranem weszliśmy na posesję i ten jeden kolega poszedł zapukać do drzwi .
Po dłuższej chwili otworzyła jakaś pani ( która okazała się być mamą Sylwka ),a za nią wyszedł zaraz Sylwek .
No to udało się nam w końcu trafić we właściwe miejsce .
Bardzo podziękowałyśmy naszym kolegom za pomoc , bo gdyby nie oni to nie wiem co byśmy zrobiły .
Gdyby wtedy były komórki , nie było by żadnego problemu , a tak wyszło wiele nieoczekiwanych niespodzianek .
A nasi czekali na nas na dworcu , tyle że godzinę wcześniej , bo źle powiedziała im kasjerka na PKP .
Najważniejsze że bezpiecznie dotarłyśmy na miejsce .
Ale tych przygód nigdy nie zapomnimy .
Te dwa dni były dla mnie spełnieniem marzeń .
Nie zapomniane chwile , pierwszy raz tak sama bez kontroli .
Koncert był super , bo spodobał się publiczności ,
a mnie Sylwek bardzo zaimponował tym , że grał na perkusji i do tego świetnie śpiewał .
Resztę czasu spędziliśmy wspólnie z Irką i Pawłem .
Te dwa dni zleciały tak strasznie szybko i musiałyśmy wrócić .
***#***
Zbliżał się koniec pierwszego roku w nowej szkole .
Średnią ocen miałam dobrą .
Podobało mi się , naprawdę polubiłam się uczyć .
Nawet rywalizowałam z koleżankami , która uzyska wyższą średnią
Miałam 17 lat a dalej w domu czułam się jak 7 letnie dziecko , jak szczeniak na smyczy .
Nauczyłam się że mówienie prawdy nie da mi nic dobrego .
Żeby dostać to co chciałam , perfekcyjnie nauczyłam się kłamać i kombinować .
Nawet rodzice Ireny pomagali mi jak mogli , bo wiedzieli że babcia przesadza .
Jej rodzice znali naszych chłopaków ,
wiedzieli że są w porządku i gdy wymyśliłyśmy że fajnie by było pojechać do nich we wakacje , to nie mieli nic przeciwko temu . Wymyśliłyśmy z Irką że powiemy babci że jedziemy do jej rodziny na wieś .
To był doskonały plan , ale trudny do zrealizowania .
No i właśnie wtedy przydała się pomoc Ireny mamy , która poszła z nami do babci prosić o zgodę na nasz wyjazd .
Z początku babcia nie chciała się zgodzić , ale po długich namowach w końcu uległa .
Jak ja wtedy szalałam ze szczęścia .
***#***
Pojechałyśmy 30 lipca 1990 roku.
Zaczęło się cudownie , to najwspanialsze wakacje w moim życiu z dala od dziadków .
Cały czas działo się coś ciekawego .
Poznałam rodzeństwo Sylwka , 2 siostry i 4 braci , wszyscy byli bardzo fajni i sympatyczni .
A jego rodzice.......
Mama była w porządku ale o ojcu musiałabym napisać drugą książkę – horror pomieszany z dramatem psychologicznym .
Ponieważ to bardzo zły człowiek .
Dni mijały szybko i beztrosko .
Nadszedł dzień powrotu do domu .
Żal mi było wyjechać i zostawić ten raj na ziemi .
Zaznałam prawdziwej wolności , nikt nade mną nie stał , nie pilnował , to było coś nie do opisania.
Spodobała mi się ta wolność i nie chciałam jej stracić tak łatwo .
Po powrocie do domu zaczęłam snuć plany .
Rok szkolny rozpoczęłam , ale w głowie miałam już wszystko obmyślone .
Postanowiłam uciec z domu i powiedziałam o tym Irenie .
Ona się bała , że jak ucieknę to i tak policja mnie znajdzie i pójdę do poprawczaka .
Ale ja byłam nie ugięta .
Irka wiedziała dobrze , że jak coś postanowię to nikt i nic nie skłoni mnie do zmiany decyzji .
Jednak to prawda , że zakazany owoc lepiej smakuje .
Mając 17 lat zdecydowałam się zmienić swoje życie tak drastycznie , nie bacząc na nic .
Zaślepiona wolnością 1000-krotnie mocniej niż miłością .
Teraz tak myślę jako dorosła , z perspektywy czasu .
Bo miłość owszem była , ale czy zdobyłabym się w wieku 17-tu lat zaczynać dorosłe życie ,
będąc szczęśliwą nastolatką – myślę że nie .
Sylwek wiedział , że chcę do niego przyjechać na stałe .
Cieszył się ale wiedział dobrze , że mogą wyniknąć nie przewidziane kłopoty .
Ale on też bardzo chciał być już ze mną i zgodził się na mój przyjazd .
***#***
17-go września o 3:30 cichaczem wyszłam z domu z torbą , którą dzień szybciej spakowałam i ukryłam w szafie .
Musiałam dojść spory kawałek do nocnego autobusu .
Serce miałam w gardle , bo co zobaczyłam światła samochodu , to się chowałam myśląc , że to policja już mnie szuka .
Udało mi się dotrzeć na dworzec , ale dopiero jak pociąg ruszył mogłam spokojnie odetchnąć .
Tak to wyszło , że z minuty na minutę stałam się dorosła .
Nie myślałam o dziadkach , jaki im zadam ból jak strasznie będą się o mnie martwić i ile przeze mnie wycierpią .
Ja myślałam tylko o sobie , wyłącznie ot tym co jest przede mną .
Chciałam zapomnieć to co było raz na zawsze .
Chociaż jestem pewna że gdyby moje relacje z babcią były cieplejsze , gdyby ze mną więcej rozmawiała i trochę więcej pozwalała , to nie posunęłabym się do tego kroku .
Czy żałuję teraz tego , że uciekłam ?
Nie , ale wiele razy zastanawiałam się , jak mogłoby wyglądać moje życie , gdybym została .
Nie jestem idealną mamą , ale ma dobry kontakt ze swoją nastoletnią córką .
Lubię z nią rozmawiać , wygłupiać się słuchać o czym marzy czego pragnie .
Wydaje mi się że tak jest lepiej .
A ja zdesperowana , zaczęłam dorosłość tak znienacka , tak wcześnie .
***#***
Pierwsze dni , były podszyte strachem .
Doszliśmy do wniosku , że lepiej będzie jak zadzwonimy do dziadków , bo nie było sensu dłużej tego ciągnąć .
Denerwowałam się , ale zadzwoniłam i powiedziałam dziadkowi , (bo akurat on odebrał) gdzie jestem i dlaczego .
Obiecałam że razem do nich przyjedziemy , żeby mogli poznać Sylwka .
To pierwsze nasze spotkanie z dziadkami , było dla mnie bardzo trudnym przeżyciem .
Babcia płakała , krzyczała , wyrzuciła z siebie cały swój żal do mnie , tak bardzo było mi jej żal .
Potem prosiła żebym została i skończyła szkołę , że Sylwek mógłby do nas przyjeżdżać .
Za nic w świecie nie chciałam już wracać do tej klatki .
Moja decyzja była nie odwracalna i musiała się z tym pogodzić .
Dla mnie najważniejsze było , że zaakceptowali Sylwka , że nie wyrzekli się mnie , tak jak swoich dzieci .
Musieli mnie pomimo wszystko bardzo kochać , bo wybaczyli mi i pogodzili się z moją decyzją .
Bardzo się z tego cieszyłam , bo ciężko byłoby mi żyć wiedząc że ktoś prze ze mnie cały czas cierpi .
***#***
Chciałam skończyć szkołę , ale nie udało się .
U nas w mieście nie mogłam znaleźć praktyk a o jeżdżeniu do pobliskiego miasta nie było mowy .
I tym sposobem zostałam bez wykształcenia .
Gdybym włożyła w to więcej wysiłku , to byłoby inaczej .
Ale przyznam się , że wtedy to było mi na rękę .
Byłam młodziutka , nie myślałam o przyszłości i o tym , że kiedyś , tak bardzo będę się z tym czuła źle .
***#***
Nasze wspólne życie było niemal bajkowe .
Sylwek miał pracę , bo zaraz po wyjściu z wojska zatrudnił się w miejscowej firmie , więc utrzymywał nas ze swojej pensji . Mieszkaliśmy na gospodarce jego rodziców .
7 hektarów ziemi , stodoła , obora , a w niej krowy , świnie i koń .
A chata jak z bajki , taka była dla mnie wtedy .
W rzeczywistości to mieszkalne warunki były bardzo odbiegające od normy .
Wc na dworzu w rozwalającym się wychodku z desek , woda ze studni , piecyk węglowy , który niesamowicie kopcił ,
jednoosobowe metalowe łóżko na sprężynach z siennikami z prawdziwą słomą w środku .
Meble i urządzenia kuchenne to chyba pamiętały 2 wojnę światową .
Dużo by opisywać , obraz nędzy i rozpaczy .
Do tych warunków w których ja mieszkałam to było nieporównywalne ale ja czułam się tam jak w niebie .
Wszystko mi się podobało , wszystkich lubiłam , oprócz Sylwka ojca .
Z początku nie mogłam go rozgryźć , bo nikt o nim nie chciał mówić a potrafił się nie źle kamuflować .
Jednak z czasem przejrzałam go na wylot .
Wielu ludzi na świecie jest złych , ale takiego drugiego egoistę trudno znaleźć .
Chciał dużo , robił mało .
Dzieci były mu tylko potrzebne do roboty w polu .
Nie interesowało go jak się uczą , jak chodzą i w co ubrane i czy mają co jeść .
Liczył tylko na to , żeby wykorzystać ich naiwność póki się da .
Póki nie dorosną i nie przejrzą go tak jak ja .
Nie szanował swojej żony , wcale o nią nie dbał , on o nikogo nie dbał .
Całe swoje życie poświęcił na nabijanie sobie kabzy nie swoją pracą .
Nie płacił żadnych rachunków , potrafił chować jedzenie na klucz ,
dostawał szału gdy dzieciaki zamiast w pole siadały do lekcji
Szkoda nawet pisać na jego temat .
Jestem pewna , że będzie musiał urodzić się jeszcze kilka razy , żeby to wszystko naprawić .
Nie ma żadnego porównania między moim dzieciństwem a Sylwka i jego rodzeństwa , z tą małą różnicą ,
że oni mieli siebie , a ja byłam sama .
***#***
Byliśmy oszczędni i powoli dorabialiśmy się coraz to nowszych rzeczy .
Zanim tu się przeprowadziłam Sylwek kupił motor , który był naprawdę przydatny , bo to miasta był spory kawałek .
Ze ślubem czekaliśmy aż ukończę pełnoletność .
Wszystko było prawie doskonałe .
Do dziadków jeździliśmy co miesiąc i zawsze wracaliśmy z pełnymi torbami .
Było tak jak sobie mogłam tylko wymarzyć .
Kochający chłopak , samodzielne życie bez niczyjego wtrącania .
Idealne plany na przyszłość – istna sielanka .
***#***
Niestety pech , przypadek , zrządzenie losu .
W jednej minucie z bajki zrobił się horror.
11 czerwca 1991 r stała się tragedia .
Wracaliśmy motorem z miasta i 100 metrów przed domem straciłam ze strachu przytomność bo........
po prawej stronie na poboczu ulicy , stała ciężarówka (kamaz) .
Pamiętam tylko , że miała włączony kierunkowskaz w prawo , a skręciła w lewo i ......
Otwieram z trudem oczy , widzę przez mgłę porozrzucane zakupy .
Chcę wstać , pozbierać je do torby , ale nie mogę .
Ktoś za mną trzyma mnie za ramiona i mówi żebym się nie ruszała , że zaraz będzie pogotowie .
Widzę że moja dłoń jest cała zakrwawiona boli mnie noga .
O co chodzi co się stało ?
Nie rozumiem co się dzieje .
Po chwili zdaję sobie sprawę , że ze mną był Sylwek .
Z trudem wydobywam z siebie głos i pytam gdzie on jest .
Jakaś kobieta mówi , że leży między drzewami .
Nie potrafię logicznie myśleć ,
obraz coraz bardziej mi się zamazuje , myśli się plączą .
Po chwili słyszę sygnał karetki i ....
cieszę się z tego .
Byłam w szoku .
Pamiętam coś dziwnego – jak wnosili mnie do szpitala , to zobaczyłam jakąś przerażającą postać .
Może to po raz trzeci czychała na mnie śmierć .
Na stole operacyjnym było mi okropnie zimno , nigdy nie czułam tak przenikliwego lodowatego chłodu .
Zrobili mi punkcję w kręgosłup , porozcinali zakrwawioną odzież .
Potem przyszedł lekarz , stanął nade mną i powiedział
– jak my cię teraz pozszywamy
– i zasnęłam .
Za dużo roboty ze mną nie mieli , bo poza wstrząsem mózgu , miałam tylko rany szarpane .
Po takim zderzeniu , przy prędkości 80km. na godzinę cudem nie miałam nic złamanego .
Miałam tylko porozcinaną dłoń , rozcięty wzgórek łonowy , prawą nogę pod kolanem
i mocno poszarpaną wewnętrzną część prawego uda .
Pozszywali mnie jak się dało .
Jednak najgorzej nie chciały się goić rany na nodze , długo się paprało i brzydko pozrastało .
Teraz mam dużą paskudną bliznę i zniekształcone udo .
Nikt nie chciał mi powiedzieć w jakim stanie jest Sylwek a byliśmy w różnych szpitalach .
To co wtedy przeżywałam , nie da się opisać .
Na drugi dzień przyjechała mama Sylwka .
Najpierw przyjechała do mnie , żeby wiedzieć co powiedzieć Sylwkowi co ze mną .
Nie mogłam wstawać , dopiero w siódmym dniu wstałam pierwszy raz na nogi .
I w tym siódmym dniu pomimo , że ledwo chodziłam wypisałam się ze szpitala i razem z mamą pojechałam do Sylwka .
Ja to naprawdę muszę mieć Anioła Stróża , bo co by się złego nie wydarzyło , to zawsze kończy się to w miarę dobrze .
A Sylwek .....
Boże ja go zobaczyłam i dowiedziałam się co tak naprawdę mu się stało to......
Płakaliśmy obydwoje .
Serce pękało mi z bólu , tak strasznie mocno bolało .
Niewyobrażalna bezsilność , żal i rozpacz .
Po takim czasie , a ja mam przed oczami to , co wtedy zobaczyłam , tak wyraźnie jakby to było zaledwie wczoraj .
Sylwek nie miał tyle szczęścia .
Jedna ręka na wyciągu , w drugiej zdrutowany bark .
Jednak najgorsza była rana na nodze .
Wyrwany mięsień na całej długości zewnętrznego uda .
Przez tą właśnie ranę jego życie wisiało na włosku .
Nie chciało się goić , gronkowiec atakował .
Dwa razy musieli operacyjnie czyścić ranę , w sumie miał cztery operacje .
Strasznie się o niego bałam , to był koszmar .
Bardzo bardzo długo dochodziliśmy do zdrowia , bardzo dużo wycierpieliśmy .
Poza wieloma bliznami i strzelającymi stawami po tamtym zostało złe wspomnienie .
Chociaż teraz z czasem dają o sobie znać dolegliwości powypadkowe .
A mnie został paniczny strach przed jazdą , mam uraz psychiczny i ciężko mi go zwalczyć .
***#***
Dostaliśmy szansę , aby móc zacząć od początku .
Po 9 miesiącach rehabilitacji Sylwek wrócił do pracy .
Ja we wrześniu 91 roku podjęłam pracę w zakładzie obuwniczym .
Czas biegł , a my na lato zaplanowaliśmy ślub .
I tak 18 lipca 92 roku pobraliśmy się w urzędzie stanu cywilnego .
Dzięki pomocy dziadkom i życzliwej sąsiadce , wyprawiliśmy skromne przyjęcie dla najbliższej rodziny .
Pół roku po ślubie , zaszłam w ciąże .
To była planowana ciąża , bardzo oboje pragnęliśmy dziecka .
9 miesięcy szybko zleciało , ale zamiast radości z narodzin znowu dotknęła nas tragedia .
O 22:35 w sobotę urodziłam siłami natury córeczkę .
Pokazali mi ją i zabrali na oddział noworodków .
Dopiero na drugi dzień dowiedziałam się , że coś jest nie tak .
Doktorowa powiedziała mi , że córka ma wadę wrodzoną lewego oczka .
Po prostu jedno oczko przestało rosnąć w trakcie ciąży i nie rozwinęło się tak jak powinno .
Nie zapłakałam , nie potrafiłam .
Tak dziwnie wtedy czułam że to takie oczywiste , że musi tak być , bo jestem pechowa i nie ma czemu się dziwić .
Totalny brak jakichkolwiek uczuć .
Szok .
Myślałam tylko , jak o tym powiem Sylwkowi ???
W południe przyjechał z siostrą , musieliśmy rozmawiać przez okno ,
bo ja byłam na oddziale , gdzie nie mogli wchodzić odwiedzający .
Dopiero jak zaczęłam mówić to łzy nagle zaczęły płynąć .
Dopiero wtedy mogłam poczuć co nas spotkało i jak mocno to boli .
A Sylwek nic nie powiedział , odszedł .
Siostra za nim pobiegła .
Okazało się że Sylwkowi zrobiło się słabo .
Taka informacja zwaliła by z nóg każdego rodzica .
Jak teraz z tym żyję ? Wiele pytań sobie zadaję .
Może to właśnie moja droga krzyżowa , może kara za popełnione błędy .
Ale co jest winne malutkie dziecko , od początku skazane na cierpienie – dlaczego ?
A może powinnam dziękować Bogu , za to że widzi chociaż na jedno , że wystarczy proteza i wszystko w porządku ?
Nie nie !!!
mam w sercu ogromny żal , nie potrafię się z tym pogodzić jak mogło do tego dojść .
Czułam się winna przed mężem , że urodziłam dziecko nie w pełni zdrowe .
Czasami spotyka nas coś takiego , że nie możemy się z tym pogodzić , wtedy szukamy winnych .
Ja siebie obarczyłam za to winą .
Nie daję po sobie tego poznać ,
ale często się zadręczam ,
bo wiem ile będzie musiała przejść przez to nasza córka ,
a my razem z nią .
***#*