Brzoskwinia
modelkę flamandzkich malarzy
różowatością rumieńca rozlanego
na żółci aksamitnej skórki.
W dotyku delikatności zamszu
w zanurzeniu zapachem dojrzałości
pierwszym kąskiem zadaję jej ranę
krwawiącą słodkim sokiem.
Zębami wgryzam się w trzewia miękiszu
a on bezwolne ulewa miodny nektar
spływający po brodzie strumyczkiem
wzdłuż szyi gubiący się w zastygnięciu.
Usta w nienasyceniu lśnią smakiem
lukrowej pomady w pożywce językowi.
Zostaje twarda niezjadliwa pestka
z zawiązkiem życia pozbawiona smakowitego wymiaru bez potrzeby
artystycznego przetworzenia.