IKAR
Jakby Boreasz ściął się z Eolem
W mózgu eksplozja neuronów błysku
Lecz to snu tylko bezkresne pole
W tym śnie ruiny mnie osaczyły
Balkon w Weronie wisi na gzymsie
Resztki nadziei w rdzy się ziściły
Ciskam przekleństwo w twarz wiotkiej nimfie
Yin i jang nie są już dopełnieniem
Równania które wszechświat kreuje
Dojrzałość dąży ku smudze cienia
Owoc poznania goryczą pluje
Kogóż za poryw winić ku pięknu
Gdy skronie wieńczył nimb naiwności
Wiara jak tama wezbrana pękła
Mur między mami stanął i rośnie…
Znam Cię tak dobrze, a błądzę w świecie
Twych dzieł splątanych jak wilcze łyko
Choć motyw znany od tysiącleci
Prymat biologii nad etyką
Rani mnie lekkość nieznośna bytu
Kiedy szybuję w śnie hen wysoko
Mierząc w absolut starego mitu
Co pchnie Ikara w otchłań głęboką