życie to tylko 7 dni tygodnia w wietrzności
bycia pomimo pragnienia ciszy
ona się rodzi po to by ciemność
mogła się ubrać w szaty derwisza
co patrzy w niebo mimo że ziemia
twardym nas czyni jak kamień w rzece
która w dal płynąc pragnie go zmieniać
a on trwa niemo mimo wyrzeczeń
i mchem obrasta jak w lesie drzewa
aby choć trochę zmiękczyć strukturę
moja poezja próbuje śpiewać
pragnąc zespolić myśli ponure
w kolor błękitu nad łąką maków
które swym wdziękiem wabią motyle
by mogły lecieć na przekór wiatrom
pozostawiając na dłoniach pyłek
z którego wersy skrobię uparcie
na kartę białą chociaż tak milczy
i patrzy na mnie jak na wariatkę
co snom codziennym wciąż takty liczy
raz. dwa. trzy. cztery. pięć. sześć i siedem
i wciąż od nowa na pokuszenie
choć to niczego w sumie nie zmieni
to dla niej frunę pośród milczenia
źdźbło
proszę samą siebie o chwile odwagi
która poprowadzi mnie w strony zielone
gdzie zdołam zapomnieć wszystkie akty zdrady
wobec ideału miłości szalonej
tej co się nie wstydzi twarz wystawiać nagą
i tkwić do ostatka na strunach czułości
choćby w uszach brzmiała skołtuniona zdrada
taka już uroda szalonej miłości
więc daj mi odwagę ty co mieszkasz we mnie
i choć tkwisz w cierpieniu to wiesz że dasz radę
przebrnąć przez bezsłowną rozszalałą ciemność
pomimo miłości w której tkwi źdźbło zdrady
krążenie
pamiętaj wiersze to tylko słowa
za nimi kryje się drugi czlowiek
i niekonieczne jest rozszyfrować
wersy wyjęte prosto spod powiek
jego sny inne choć takie same
to na dwa krańce noc kadry wróży
pamiętaj wiersze to tylko fragment
instrumentalnej ludzkiej podróży
lecz mimo wszystko spomiędzy wersów
spróbuj wyłuskać ułamek prawdy
wszak przecież po to sztuka poezji
pomiędzy nami aortą krąży
.