Kalima
Na tle której siedzi
W głębokiej czerni nikabu
Który ma na sobie jest ostry
Że po godzinie wymiany spojrzeń
Zaczynają mnie boleć oczy
Kiedy unosi dłoń do zasłoniętej twarzy odciąga kawałek materiału
Zakrywający nos i usta
Aby napić się wody z niedużej butelki
Sprawia wrażenie
Sprawnie poruszającego się hologramu
Zewnętrzne kąciki zielonych oczu
Co nie jedno już widziały
Widoczne w prostokącie
Wyciętym w tkaninie
Unoszą się lekko w kierunku lampy
Robiąc miejsce pojawiającym się pod nimi
Delikatnym lekko widocznym zmarszczkom
Dokładnie zatuszowanym
Widzę, że się uśmiecha
Dostrzegam ten uśmiech spod tkaniny
Innym wymiarem spojrzenia
Taki dar posiadają poeci
Dzieci indygo
Ona o tym wie
Odwzajemniam życzliwość
Przed wejściem do gabinetu
Odwraca wzrok ku mnie
A wychodząc przytrzymuje drzwi
Które od niej przejmuję
Zniża wzrok
Jakby się bała tego
Co mam w oczach
Albo tylko sobie znanej prawdy
To był ostatni dzień
Kiedy ją widziałam
Ja też nigdy tam nie wróciłam
Klaudia Gasztold