Dialogi z Marilyn. Z cyklu: Być jak Marilyn cz. I
Przycięła jeden obcas,
zaledwie o parę milimetrów,
by kołysać biodrami jak Marilyn.
W tlenionych włosach
i czerwonej szmince na ustach,
przymknęła powieki,
unosząc do góry jaskółcze brwi.
Siedział na kanapie,
zmęczony jak zawsze.
Na ramionach dźwigał ciężar życia.
Tanecznym krokiem - gazeli,
w przepastnym dekolcie,
podała na stół obiad.
- Kto gotował tę zupę? - spytał
ze zniesmaczoną miną.
- To nie ja, to Marilyn! - odparła.