* (kiedy słońce przegryza niebo...)
kiedy słońce przegryza niebo
księżyc osuwa się zemdlony
w nawierzchnię traw
i rozjeżdża go nurt
mijających kwadransów
nic nie można zrobić
bo żeby coś mogło być
musi czegoś zabraknąć
m u s i b y ć m i e j s c e
kiedy skrzy się śnieg, rozlewa w przestrzenie
biała królowa wkłada koronę z lodu
jej orszak śmieje się i bawi
ziemia kurczy się
kostnieje uległa z zimna i jakby choroby
kiedy upudrowane na biało klauny z marchewkowymi nosami
zaczynają żartować i baraszkować
inni tracą wigor, czernieją
jak drzewa, które zapadają się w sobie
kiedy dzisiaj samochód rozjechał
tego mężczyznę w sztruksowej marynarce
w szpitalu ulicę dalej urodziło się dziecko
odcięto pępowinę do życia
drugą od życia
szept krwi pełzającej w słońcu
po asfalcie
do nieba
krzyk krwi
wtłoczonej w człowieczeństwo
kiedy ktoś mi opowiedział o swojej miłości
pokazał fotografie na których szczęście wypływa
z ziemi
jak świeże rośliny i słodka woda
a chmury to białe żagle
pod którymi podróżujący docierają tam
dokąd sobie wymarzą
bo kiedy ktoś opowiedział mi o swojej miłości
zrozumiałam, że gdzieś jej musi zabraknąć
bo musi zrobić się miejsce
musi być miejsce, na wszystko