Nie jestem bez winy
Dziś patrzę na ciebie nie jak wróg na wroga,
jak na obietnicę, karmiącą złudzenia.
Pamietam twe imię, znałem cię od środka –
teraz patrzę chłodno, raczej obojętnie.
Nie jestem bez winy, wiem, co wybierałem,
nie zrzucę wszystkiego na słabość, pokusę.
Nie raz sam przed sobą drzwi zatrzaskiwałem,
tonąc w pustce, która nie zna przebaczenia.
Byłem zagubiony, grzechem uwiedziony,
szukałem bliskości, choć błądziłem ślepo.
Nie mogłem żyć z bólem, co zostawia blizny,
wraca, gdy zapomnę – i znów mnie pochłania.
Z tym bólem bez ciebie, z tym głodem bez smaku,
i pustką, co – chociaż nie boli – wciąż trwa.
To walka o bycie na popiołach marzeń,
o każdy poranek i każdą słodycz dnia.
Nie ma już powrotu do kłamstw i pozorów,
a twoje wspomnienie wyblakło na wietrze.
Nie wrócę do ciebie, nie próbuj mnie kusić…
Zbyt długo walczyłem, by móc dalej wierzyć.
Nie czuję twej magii, nie szukam czułości,
choć wołasz i kusisz szeptem dawnych pragnień.
Dziś jesteś ozdobą i mnie już nie wzruszasz
jak manekin w świetle ulicznej wystawy.
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
Wyborowo –
z półki.