Ambicja o silnej woli
jak obce perfumy na płaszczu kochanej
dorośle obnoszę się swoją pogardą
głosząc swe lekcje by podążył za mną
mój mały bękart
żałośnie przytaknę
mój z mojej krwi
mój z mojej winy
grubieje w oczach jak skóra na tyłku
po razach, niechęć do mojej miłości
w jednym jesteśmy uwikłani nadal
w jednym, nie całym ot cała zwada
więc stoję na straży przybytku rozpusty
słabego ogniwa bez światła u pasa
ciągnąc za dłonie kościste ku górze
byś wreszcie po latach u stóp swego bata
W fuzji światła i cienia
Wyplenił nam skrajność z istnienia