sokoli wzrok
pomimo wieku bezwzględnie młodego
czyżby od szlamu tych uciech i posty
gdy w środku mokradła do wierzchu trzy stopy
zbudziłem się nagle wytężając wzrok
lub to od piachu iskierek złocistych
tych małych fagasów od uciechy domu
co tańczą i rypią i piją do woli
wiatr niesie licho
na lewą stronę mej biednej powieki
bądź to przez Polę - słodką rubaszną
co w obietnicy ponętnych chwil
wyciąga swą rączkę po sakiewkę monet
bym uniósł wnet toast jej lawiną drwin
żyję w podczasie zaczasie bez czasu
żyję w swych oczach ja potomek ryl
choć nie chcę drążyć skały ambarasu
zatapiam się głębiej by ratować sny