ta kawiarnia
przeszklone połacie pokrył ciemny atłas
bywalcy tanecznych wieczorków odeszli
miłośnicy bilardu znaleźli przystań
siedzieliśmy przy złączonych stolikach
z lampką wina w dłoniach
wykruszali się przyjaciele
mocą przeznaczenia pozostaliśmy sami
dym gryzł w oczy w kieliszkach twarze
odbijały się jak w krzywym lustrze
olbrzymie usta czarna broda
groteska i radosny śmiech
twoja zielona lniana koszula
ostatni krzyk mody męskiej
haftowana bluzka czerwoną nicią
zatrzymywała odchodzące lato
nowy wystrój jak żałobny kir
kłuje w serce niczym zadra
nie pasuje do jesieni
szeleszczących liści
zapach sosnowego lasu
zadomowił się w nozdrzach
ucichły skowronki w puszczy
wędruję wspólnymi ścieżkami
zahaczyłam obcasem o wyrwę
odchodzisz księżycową doliną
rozstania nadszedł czas
zbaczasz w inną stronę
w skrytce szukam wiadomości
skrzydlaty posłaniec stamtąd
nie przyniesie wieści
moja modlitwa nie na miejscu
kto inny przymknął ci powieki
Bożena Joanna
październik 2023