Chwila słabości
Chowam się w ciszy jak motyl w kokonie,
zamknięta w sobie zawisłam w przestworzach.
Chciałabym wrócić, lecz nie mam odwagi.
W niemocy kleszczach błądzę po bezdrożach.
Przeszłości brzemię, kiedyś darem drogim,
zniszczyć, zatopić, a niechby skonało!
Dzisiaj wspomnieniem niegodnym powrotów;
by nigdy więcej z popiołów nie wstało.
Mrok tajemniczo okrył myśl zranioną
płaszczem nadziei, jak matka swe dziecko.
Gdy światło znika, wyje serce z bólu…
Samotnej duszy do brzegu niespieszno.
Ciemne otchłanie kuszą wieczną ciszą,
srebrem migocze Posejdona trójząb,
przez chmur powłokę czuję oddech świtu,
barwiący tęczą horyzontu półkrąg.
Wschodzące słońce rozświetliło myśli,
dziecięce śmiechy przyfrunęły z wiatrem,
chwile rozterki głos miłości stłumił.
Znów jestem sobą, w harmonii z wszechświatem.