bliskość
brzozy świecą jak latarnie przy ścieżce
jedna obok drugiej w równym rzędzie
zielonymi liśćmi szeleszczą
cichutko
nieopodal złoci się zboże
żółte kłosy jak u panny sploty
okalają hektary na Borku
jasny pocisk przeszywa niebo
zagrzmiało
twarz w piegach jak gdyby ktoś
rozrzucił drobinki bursztynu
na jasnej cerze majaczą promienie
tylko ten szum i żar złotych słońc
od południa
ostrość widzenia
jak w soczewce odbijają natrętność
much
ze skrawków wzruszeń budujemy pomost
nieuchronnie prowadzący na skraj lasu
po miłość