darks(l)ajd
już z owali śladów ugryzień, z pobielałych w zaciśniętych
pięściach knykci, z parzącego skórę karku oddechu,
na lep śliny sklejone kamyki grzechotały w chwili
odjazdu. milczymy nieruchomo wpatrując się w okno
słuchając zeznań świadków, z nieśmiałym uśmiechem
z jakim śmieją się ślepcy, szukający światła na zapomnianych
ulicach. przy krawędzi warg drży żar miejsc tak dobrych,
że jeszcze szczelniej jest w tym zapomnieniu, wyprawie
po wskrzeszenie. lśnieniu, obwiedzaniu cię myślą, mową
i językiem. słychać fale, noc po skroni spływa. chcesz już
iść? jeszcze ranek nie tak bliski, a my parujemy swoim
wygłodzeniem, ku niebu podnosząc oczy i wszystkie blasfemie
tak z naszego zmieszania zostały półtony, skreślone
biciem dzwonu ponad dachami budzących się bloków.
ściany chłoną. dysonans dźwięków, cegieł. wypełnianianie
miąższem. kiedy opada pierwszy cios słońca. render
w dół