wycieczka osobista
tylko gdzieniegdzie obumarły kłos
zgrzyta pod ciężkim trepem
z tego nie będzie mąki mówisz
ozdabiając kolorową bibułą zasieki
na zewnątrz drzewa trzymają się prosto
niczym proporce przy domu Teolów
tych którym zawalił się dach i świat
zabierając dwie córki
jesteś kolejną literą w litanii świętych imion
na pokuszenie
mówisz że jestem Anną
Wierzę
ona jak ja w całej brzydocie zachowuje spokój
leci jak w ogień za tym który rozpalił płomień