Gdyby mogło nadejść jutro
żeby nie stracić ani minuty więcej.
Tym, którzy potrzebują bardziej,
od razu bym pomógł.
Pożegnałbym się ze stresem,
na odchodne nie przedstawiając go innym.
Utrzymałbym grosz przy duszy,
próbując nie rozmienić jej na drobne.
Marzenia zamieniłbym w cele,
a pracę na inną.
Zasnąłbym o ustalonej porze,
może nawet w swoim łóżku.
Odstawiłbym najtłustsze mięso,
nie rzucając nim jednocześnie.
Karnet na siłownię pewnie by się przydał,
a kaloryfer w końcu wszedłby w okres grzewczy.
Nałóg nie przestałby być wrogiem,
ale ja nie dałbym już więcej na zgodę.
Rozum zacząłby krzyczeć,
a ja zdołałbym go usłyszeć.
A oni wszyscy
wiedzieliby, co mam na myśli.
Choć wiecznie zapowiedziane, mogłoby mnie zaskoczyć.
W końcu nadejść, przywitać.
Zgodnie z umową.
Mogłoby, ale to nie dziś,
ale jutro...
Jutro już na pewno.