Ja
pełne tajemnic
i wielkich marzeń
uwielbia smutek
ze szczyptą goryczy
i kwaśnych słów
szczęściem
karmi się
co drugą niedzielę
w miesiącu
by nie przedawkować
śmiertelnej dawki miodu
spędza
długie chwile
na rozmowach z deszczem
o marności istnienia
do słońca
żywi urazę
za to, że minionego lata
za bardzo rozpaliło mu serce
w porze nowiu
wzdycha do księżyca
jak do cichego wielbiciela
marząc o porwaniu
w międzygwiezdne przestrzenie
miłość ma we krwi
lecz skrywa ją uparcie
w piszczącej trawie
zmuszając świerszcze
do wiecznego milczenia
sam sobie
najlepszym przyjacielem
i wrogiem najwierniejszym
tylko na co dzień
spotyka się w lustrze
zdziwiony
skąd zna tę twarz
w dni parzyste
zachwala życie
w nieparzyste
uśmiecha się do śmierci