Świadkowanie
wbijam do zakrystii nadziewając się na pytanie proboszcza
trzymającego wielką księgę kiboli parafii
przypomina to inwentarz zakonnej winiarni
z dodatkowymi ozdobnikami
a'la zeszyt od religii mojej dziwnej koleżanki
wertując karki zza okularów spogląda
jakby wycisnąć chciał krople potu z mojego czoła
okno otwarte, hałas uliczny mruczenie dostojnego zagłusza
o jest, powiedział z dumą
"wzrok nie ten więc okulary powód mi wskazały
czemu pana nie ma na liście parafian " pyta...
patrzę prosto w oczy boskiego komika
drugiego dna nie ma
chciał być zabawny w swej surowości
więc zagłębiając się w jego zdziwione pewnością oczy
odpowiadam:
"Nie mój zeszyt...nie mój bałagan"
zatkało krawatkę co się zluzowała
"chce pan świadkować?
no jak?
przecież ja nie kojarzę pana
świadectwo mam wydać...
ojjjj straaacona sprawa"
moje pierwsze świadkowanie skończyło się koszmarem
teraz znów się władowałem w upośledzoną rozmowę z dilerem słodkości
w chwili jego zadumy zrozumiałem powód wykreślenia
gdy koleżanka mnie odwiedziła i strasznie się rozochociła
nagle słyszę klamki ściskanie
do mieszkania drzwi otwarte
delikatne piski trampek
do przedpokoju wparował kościelny zwiadowca
no tak...kolęda
oj głupi ja
drzwi zamknąć zapomniałem
nim nas zobaczył, głośno pyta:
"przyjmiecie księdza?!?!?!"
efekt zaskoczył i zamurowało
również mnie tylko powód inny
wparował bez pukania jak do zakrystii
więc w odpowiedzi usłyszał:
"wypad!!!"
zniknął za drzwiami
od tego momentu mam całkowity spokój z batmanami
taka dygresja śmiech napędza
wielmożny pyta czy to on tak mnie rozśmiesza
no skąd...proszę księdza
chciałem być ministrantem...skłamałem
jakoś tak przyjemnie na sercu się dzieje
spojrzał na mnie lico zmieniając
racząc bzdurną historią gdy to on był mały
za zgodą mamy został pomocnikiem
bla bla
no więc proszę księdza jak sprawa wygląda?
ślub niebawem więc nie ma co roztrząsać
młodzi w ciągłym stresie
to im nie potrzebne
ten znów rozwodzi się nad obowiązkami
co jako parafianin omijałem latami
więc może inaczej serdeczny pasterzu
spytam wprost
ile się należy?
surowość spływa robiąc miejsce fali
radosnych uniesień
jego wzrok mnie chwali
teraz poważnie odpowiada
niezmienna regułka dobrodusznego skarbnika
"co łaska..."
dobrze ...oto moje pełne dane
a ja do auta podejdę po ustaloną łaskę
wracam po chwili złotówa się szczerzy
podając mi kartkę, mówi:
"mam nadzieję, że zobaczę Cię z ambony głosząc słowo Boga"
odpowiadam:
"niezbadane są ścieżki Pana"
wyciągając rękę ściskam jego lodowatą w podzięce
zdziwiony koperty szuka
ściskam mocniej
z kamienną twarzą wyszeptuje:
"obiecaną łaskę na ręce kapłana pokornie przekazuje"
spojrzał raz jeszcze i dotarło
koperty nie ma
odwaliło się zwyczajnie tarło
wyszedłem z jaskini cukiernika
idąc chodnikiem spojrzałem do góry
kiwał tylko głową, stojąc jak cień w oknie mściwej zadumy