Łeb tu...bełt tam...szmira, nie kryminał...
to żaden blef
całe życie w pieluszkach
nie wychodził nigdy z łóżka
myśli mącące kreował jako wzorce
składane od rana robiły z niego pana
wszechświat u jego nieziemskich stóp
czuł się niezmiennie niczym Bóg
gdy tak radośnie pościel kotłował
świat ochoczo informował
kto z kim i kiedy
wychwalał jego anielskie zalety
nadal nic się nie zmieniło
zakleszczył się niczym księżniczka w wieży
stamtąd czasem się rozejrzy
niezmiennie nic nie dociera
nikt nie słucha jego biadolenia
nie chce wierzyć lecz dostrzega
w pobliżu od dawna już nikogo nie ma
winduje własne osiągi
jest sobie cenzorem, przyjacielem, komentatorem
oraz swym najlepszym wrogiem
konflikty tworząc
świnie podkładając
na frontu linii dumnie trwając
piratem był w swej korsarskiej chacie
teraz dorósł
spoważniał
wylazł z łóżka by pościel zmienić
wyrzucił ulubioną w kotwiczne wzorki
na korzyść czachy
w towarzystwie skrzyżowanych kości
poduszkę w trójkąt starannie składa
na głowę naciąga i dostojnie kroczy
generałem wszak się łeb ogłosił