bez definicji
wysmagam fortepianowe smutki
może dźwiękiem milesowej trąbki
nawołującej liryczną barwą
do szpiku kości
jazzową improwizacją jesiennej chwili
rozsypanej półnutami na rdzawych liściach
szuraniem miotełek na perkusji
może niedużą kałużą w której się przejrzysz
pomyślisz o mnie przeskakując
zgrabnie problemy. wyschnę
albo
wierszem który rozkwitnie w pamięci
uwije gniazdo i nigdy nie zniknie
do ostatniego tchu dręcząc miłością
ułożę subtelnie zapachy w dekalog
od nut stóp po serce i głowę
a kiedy już wszystkim i niczym naraz będę
teraźniejszość przyszłością
- wypełnię