Ocalenie
Obudźcie się siostry!
Dziś dzień walki!
Już czuć smak ostry.
Już woń gęsta niczym dym płynie, tu i tam gdzie nasza wiara ginie.
Już pędzą zastępy z hasłami na ustach.
Już wiodą sztandary rycerze w chustach - ziemia goreje pod nimi trwożna.
Zapalcie pochodnie!
Co!? Nie można!?
Bez pochodni, bez światła wraz z orężem całe pokolenia prą.
Żona z mężem , siostra z bratem, i ojcowie.
Matki, dzieci , wdowy i stryjowie.
I ci co nie słyszą, których nie ma.
Oni w walce też do nieba w krzyku błagalnym tracą siły.
Lecz nagle bestie tajemne zawyły.
To znak aby z mocą tytanów ,uderzyć w bestię i jej panów!
Skręcić kark, spalić duszę zanim czarcie odwody na pomoc ruszą.
A cóż to ze mną się dzieje?
Nogi sztywne, pot strugami się leje.
Ręce słabe wiszą martwo na wietrze.
Zaraz bestia na proch mnie zetrze.
Co to za siła niemoc mi zaszczepiła?
Skąd jest?
Czemu szpony swe wbiła w mą cielesną naturę?
Bólem pali, zieje ogniem, miażdży ciężarem stali!
Nagle nic nie czuję.
Beztroska.
Gdzie jestem?
Czy to wola boska?
Leżę na łące , ciało lekkie jak puch.
Nie widzę.
Nie słyszę.
Może to mój duch?
Duch lub inne stany.
Czyżby umysł przez bestię opętany?
To rychły koniec walki tak myślę.
Nie żyję?
Umarłem?
Wiem już.
To moje ocalenie...