Spośród tych jedynych
Od razu poczułem oddech szyderców
Chwilę się wahałem
Nie wiedząc czy się zakochałem
Lecz gdy spojrzałem w oczy
Pojawił się uśmiech uroczy
To spojrzenie duszę kruszy
Zakochałem się po uszy
Na jej widok serce bije mocniej
Nie da się powiedzieć prościej
Że mimo wszystkiego co oferuje
Nie wiem czy bić się o nią zdecyduje
Bo gdy patrzy na innego
Pozostawia mnie bezbronnego
Moja wrodzona chęć walki
Łagodnieje jak wygląd lalki
Moja wyuczona nieustępliwość
Poddawana jest w wątpliwość
Moja determinacja
Nagle gdzieś jak luminancja
Znika w świetle dziennym
Pozostawia mnie innym
Bezsilnym
Bez decyzyjnym
Niezdyscyplinowanym
Nad to opanowanym
Ciągle jednak zakochanym
Czy zabronić jej się śmiać
Z żartów których on powinien unikać
Czy chce się o wybór potykać
Czy zegar zechce dalej tykać
Kiedy skończy się świat
A my przestaniemy się śmiać
Uśmiech który cię definiuje
Gdy inny go upoluje
Lufę kalibruje
Serce bezlitośnie torturuje
Lecz zabronić go nie sposób
Nie śmiem pozbawić tyłu osób
Tego widoku
Który przynosi światło o zmroku