Kluczyk
do mego skarbczyka,
przetrząsałem kąty.
Klucz wszak tyci, tyci;
miary grubszej nici
- szukam już dzień piąty.
Wywróciłem ciuchy,
sprawdzałem poduchy;
uniosłem dywany.
I w całej tej akcji
ulegam wariacji.
Gdzież to on schowany?!
Nerwy mi puszczają,
krzesełka fruwają.
Drżą w gablotach szyby.
Pocę się ze złości
- koniec cierpliwości!
Wpadam w spazmów tryby.
Skarbczyk wciąż zamknięty
a kluczyk przeklęty,
zgrabnie się bunkruje.
Nie ma innej rady
wobec losu zdrady
-zamek rozpiłuję.