Zapisani w przemijaniu
Co ukrywa na dalekim krańcu wierności... cisza zagłuszy odpowiedź.
Widzę codziennie, jak spacerują, jej dłoń niczym perła ukryta w jego dłoni.
Przygarbiony pod gołębią grzywką chwyta ostatnie powietrze.
Ona wciąż wyprostowana, jej kruche stalowoszare włosy głaszcze wiatr.
On łagodny i wyciszony, ona wyniosła i waleczna.
To, co ich poraniło już po romansie, to pożar do przypadkowych ciał, do twarzy.
To piersi pod zwiewną koszulą i migający zarost nad pępkiem.
Szalone spojrzenie i choleryczność w gestach.
To bicie życia w osierdziu.
Zbliżała się do ognia i zawracała, parzyła i odbijała ataki pożądania.
Tłamsiła je pod niebem błyskawic, a to, co pozostawało, oddawała jemu.
Dzisiaj walczy z tym, co czas dokonał z jego umysłem obcowania w chwili.
Nie poddaje się, by utrzymać każdy dzień przeszłych radości.
Materializuje każdą scenę z wczoraj w postaci rzeczy i błądzi.
Zmusza wspomnienia do pogodzenia się z jesienią.
Naprawia jego zepsuty umysł.
Uklada chaos, w którym szklanka jest filiżanką, a lustro żyletką.
A zastój mordercą myśli i początkiem końca.
Spacer wciąż trwa, ona się wlecze, on potyka, on gubi buta, ona podnosi.
Otwarte usta szepczą niezrozumiałe słowa.
Uśmiech daleki z otępieniem w oczach szuka jej obecności.
Po ławce wspomnień drewniane palce rysują serca.
Na końcu czasu, kiedy zapuka Miłość i zapyta mnie, co znam?
Wskażę jej kleistość stołu, przy którym przez półwiecze pili kawę i toczyli rozmowy.
Grali w Monopol, układali pasjansa i zamykali dnie.
Wskażę Mężczyznę z otwartymi ustami i Kobietę z mokasynem w dłoni.