Wizje snów moich.
droga do piekła, tysiące istnień,
masakra ludzkości.
Patrzę gdzieś z boku, dusza samotna,
widzę z rozpaczą, bezsilność zaślepia.
Zaczynam walczyć, bez końca podłości,
wojna świat niszczy, pokój stracony.
Nie ma narodów, rządy upadły,
gangi zniszczenia, opór bezradnych.
Miasta wciąż płoną, końca nie widać,
płacz głosem rozpaczy, śmierć dzisiaj nadzieją.
Brat bratu wrogiem zaciekłym,
każdy chce przeżyć, kanały krwią płyną.
Lasy są grobem, trup ściele się wszędzie,
groby masowe, odkryte zglinizną.
Prowadzą szeregiem, strzał w głowę zakończy,
drogę do rowu, granaty rozerwą.
Wyją w rozpaczy, szarpanie i gwałty,
nie liczą się z życiem, szaleństwo wszelakie.
Trupy się piętrzą, kolejne nadchodzą,
wiedzą że zginą, poddają się szybko.
Klękają przed katem, seria w pierś leci,
cisza zapada, lecz rzeź się nie kończy…
Uciekam, ktoś goni budzę się z krzykiem,
wizja przyszłości, prawda czy fikcja...