na czekanie w oczekiwaniu...
gdzie za oknem wciąż z kilku lat szare witraże
ich dymy zasłaniają widok z przeciwka
od wielu latarń biją blaski niczym blade żółtka zamknięte w białkach
czasem wypalone żarówki zatrzymują lęk w zaciemnieniu
tutaj czas nie zabliźnia chmur
a kot na parapecie zastygły w czekaniu liczy deszcz
nieskończenie dłuży się ten kres
gdzie na końcu szarówki poddajemy się
i z bezsennością toczymy walkę aż po jasny świt
a ja pozostaję w swoich (nie)sennych mirażach
gdzie tuż za zakrętem sierściuchy płaczą deszczem
ich niepojęte agrestowe oczy szarzeją na przemian z bladym seledynem
by stać się węgielną czernią
wciąż twarz zmęczoną powietrzem chowam za powiekami szarych dni i nocy
a ścierpnięte oczy zanurzone w ten czas
wylewają przez dłonie łzy bez barwy
to co mam w szarym życiu to chwile które nikną
i stają się echem
gdzie na końcu tej wędrówki
wiatr gna czas zatrzaskując zapadkę przed życiem