x dzień nocy
a jeśli życie to sny
we śnie
jak matrioszki malowane
niedostrzegalnym szczegółem
kto dotrze do ostatniego
wypełnionego prawdą
lub spirala bez końca
z zakotwiczonym początkiem
w lęku przed samotnością w mroku
na ciągłym zakręcie polarnej nocy
w której przestajesz liczyć dni
nie różniąca się od śmierci
powiedz czy można odnaleźć sens
w ukrywanych za niewiedzą domysłach
otworzyć lęki przed tajemnicą
miłości
Poniżej, krótki kawałek prozy, gdzie rozbiegały się myśli autora. Chyba trochę rozjaśni treść wiersza:)
Drogi Zygmuncie Twoja psychoanaliza opiera się o sen. Czy nie zdarzało Ci się, że próbując się wybudzić już byłeś pewien, że jesteś w rzeczywistości, gdy tymczasem otoczył Ciebie abstrakcyjny ciąg wydarzeń i zrozumiałeś, że nadal śnisz. Ze snu w sen, sen we śnie i kolejny po sobie. Jak rosyjskie matrioszki jedna w drugą, a ta ostatnia najmniejsza, bez pustki w środku, wypełniona drewnem. Podobny jeden do drugiego, ale to tylko pozory, bo widzimy lub pamiętamy zbyt mało detali. Straszna twarz, krzyki, ruch, drzewa. Niedostrzegalne, dokładne rysy, kolor oczu, skąd dźwięk, kto krzyczy, kto ucieka, drzewa liściaste czy iglaste...?
Te baby ręcznie malowane, gdzieś pędzel się omsknie, pójdzie po innej linii, zakrzywi kontur o milimetr dalej.
Wybierzesz jedną z nich? Którą?
A jeśli rzeczywistość, nie jest tym czym się wydaje i przykrywa ją kolejna warstwa snu. Wymalowana w coraz większe wzory, zabawkowa kopuła, którą ktoś składa szczelnie otaczając nas złudnym pancerzem.
Nie wydaje Ci się, że tak jest...? To może życie jest spiralą, idealnym krętym wzorem z początkiem w pępowinie...? Która może łączyć się ze śmiercią, biec i trwać dalej, od momentu, gdy lęk przed samotnością w mroku, zakotwiczy w końcu życia, z utratą wiary lub jej brakiem od zawsze. Kończy się życie, gdy brakuje wiary, a jego spirala przechodzi płynnie w spiralę ciemności. Za kolejnym śliskim zakrętem, który wciąga nas w najczarniejszą noc.
Na Alasce mimo długiej trwającej 65 dni nocy polarnej, nadal liczą dni. Pierwszy dzień nocy polarnej itd. Śmierć to chyba ten moment, gdy przestajesz liczyć, a spirala nie pęka stanowiąc już tylko kręty mrok. Żyjąc powoli umierasz i jak w tym śnie nie znasz granicy, gdzie kończy się jasność. Początek zaczyna się od lęku, że tylko jest on, tylko mrok. Czy może być gorsza samotność...?
Ale przecież nic nie wiemy. Tak łatwo ukryć się za niewiedzą.
Czy jest Bóg?
-Nie wiem.
Czy jest tam światło?
- Nie wiem.
Jednak wszystkie lęki możemy powierzyć miłości, czy ona nas otwiera do tej ostatniej wypełnionej sennej matrioszki?
- Nie wiem.