pierwsze kroki
z tym miastem gdzie maleńki placyk
jak okruszyna chleba dzielił go na pół
nigdy nie przebyłam ponownie tej drogi
schody nie były dostępne intruzom
z innych stron niż Vomero
tarasowo rozłożone stopnie
z kamienną kostką rozciągały się
w dziwną nieskończoność
starałam się nie wymięknąć
chowałam się za plecami
mojego młodego przewodnika
tłumaczył, że zwykle tę trasę pokonuje
z szybkością podobną do mewy
która popłakuje jak niemowlę
mam wolne ręce opieram się na balustradzie
wstrzymuję kroki i patrzę w dół
jak turysta na przebytą trasę
na chwilę pozostaję sama
pod pretekstem odnalezienia kluczy
towarzysz znika w ciemnej przestrzeni
w linii prostej Wezuwiusz z płasko uciętym wierzchołkiem
obok bliźniaczy szczyt nieaktywny sejsmicznie
poniżej fala goni falę króluje ciemny granat
za chwilę zapadnie zmrok zginie wysoka palma
imponująca wysokość ale tylko kilka gałęzi
jakby zraniło ją słońce rządzące okolicą
dudnią kroki wycieczkowiczów
chcących uchwycić ostatnie światła dnia
mieszkańcy oddychają rześkim powietrzem
nie rozróżniam już kształtów
budowli wzniesionych przez wieki
niektóre znam niektóre są mi obce
księżycowe światło wtopi się w latarnie
na tarasie plakat z Diego Maradoną
spoglądał na zatokę z tego samego miejsca
przez tydzień będę kontemplować ten widok
nie wiem ile pokonałam schodów
pewnie więcej niż pięćset sześćdziesiąt
na szczyt Bazyliki Mariackiej w Gdańsku
gdy przymknę zmęczone powieki
ten pejzaż powróci nie tylko w smartfonie
Bożena Joanna
lipiec 2023