Zwątpienie
Zapytał czy nie męczy mnie odór nawozu. Nie było już róż których zapach wypełniał nozdrza. Kręciło mi się w głowie, więc powiedziałem "Zatkaj mi nos". I poczułem ulgę.
Zapytał czy zasmuca mnie puste pole. Czułem odrazę do gnijących liści, do martwej tkanki która już nie będzie tym czym była. Powiedziałem "Zasłoń mi oczy". I poczułem ulgę.
Zapytał czy burza nie rani moich uszu. Grzmoty odbijały się w mojej głowie napawając lękiem. Nie musiałem więcej czuwać, nie było już kwiatów, które należało chronić, więc powiedziałem "Zatkaj mi uszy". W ciszy poczułem ulgę.
A potem nie pytając zabrał mi serce. Stałem w ciemności i ciszy, bez zmysłów, bez serca.
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem łąkę z milionem kwiatów w miliardach kolorów oświetlonych słonecznym blaskiem. Podekscytowane ptaki podrywające się do trzeciego lotu. Odsłoniłem uszy i usłyszałem serca pszczół radośnie wykonujących obowiązki, trzepot motylich skrzydeł tak wdzięczny, radosny i płochliwy. Uwolniłem nos. Poczułem ekstatyczną mieszankę świeżości, słodyczy i wolności. Ściągnąłem buty i biegnąc z bosymi stopami chłonąłem życie ze zroszonej trawy. Miękkiej i chłodnej.
A potem stanąłem. I zapłakałem.
To wszytko, radość i nadzieja i przyszłość nie były dla mnie.
Ja nie miałem już serca.