Upiory, potwory i przyjaciele
haczą o zakątek świata
rozdzierając płynną przestrzeń na dwa
kawałki tkaniny:
Jedna to mgliste spojrzenia z nutą promyków
uniesień, tych piosenek gwałconych codziennie,
a druga część szyta piorunami, budząc strach i podziw
przed drgającą falą jutra.
Między jeden a trzy jest dwa
kostka rzucona, która trwa
w wirze zderzeń
naszych ciał o inne
pędzących wprost do metra,
do utraty tchu.
Choć za oknami prószy, rtęć spada w dół
miło tak złapać ją za rękę i spaść
w ten puch,
z zimna dygotać jak pies
i jak pies wypuszczać parę
na kilometr, albo dwa,
by stworzyć chmurę
zadumy.