Duchy pustyni
Martwe koryto pustynnej rzeki,
o deszczu kroplę przyzywa jękiem.
Klepsydrą czasu jest każda wydma,
piaskowa pustka napawa lękiem.
Wiatr tnie horyzont; w falach porywu
skowyczy cisza, rwana na strzępy,
duch piasku szepcze mroczne misteria,
w eterze krążą złowrogie sępy.
Złoty cień słońca po zboczu spływa,
ostatnim tchnieniem rozdziera mroki.
Burza piaskowa jak żywa bestia,
wiruje, miażdży, przytłacza kroki.
Każdy krok tonie w złocistym pyle,
świat wokół traci znane kontury.
W piasku znikają ślady po życiu,
czas się zatrzymał w trzewiach natury.
Dusi się niebo w ziarnistej chmurze,
zniknęło słońce w ciemnej zasłonie.
Wiatr tnie jak brzytwa, piach pali oczy,
walczę o życie w natury łonie.
Tracę kierunek, bez orientacji
ostatnią wolą walczę z żywiołem.
Feniks z popiołu, ja z prochu wstaję,
kroczę do przodu, chociaż z mozołem.
